Czytasz?

czwartek, 17 kwietnia 2014


Rozdział 13 Epilog

 

J.K Rowling napisała ,,Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga wierność przyjaciołom’’  

 

Siedzimy sobie spokojnie całą piątką w moim ogrodzie. Śmiejemy się, krzyczymy, kłócimy i ogólnie jest fajnie. Nadal nie zapomniałam o wydarzeniach z przed miesiąca, ale dzięki moim przyjaciołom czuję się lepiej. Ja i mama zbliżałyśmy się ostatnio do siebie. Katniss spodziewa się kociaków. Rico często nas odwiedza, ale nadal żre się z Alanem, więc na ogół  spędzamy ten czas tylko we dwójkę. Natomiast moje relacje z Alanem uległy znacznej poprawie, i można powiedzieć, że…sama nie wiem co można powiedzieć, więc staram się nad tym za dużo nie zastanawiać. Jesteśmy młodzi i szczęśliwi , trzeba korzystać z życia, to nie jest czas na szukanie miłości na całe życie. Poza tym ona zawsze przychodzi. Czasem później, czasem wcześniej, ale zawsze przychodzi. Tak samo jak szczęście. Bo nie da się ukryć, że to właśnie ta czwórka nauczyła mnie co to jest przyjaźń, poświęcenie i szczęście. To oni nauczyli mnie, że za chmurami zawsze jest słońce.

 

Koniec…a może początek?   

 

 

Cześć,

 To jest już Epilog, a moje opowiadanie dobiegło końca. Kocham to, że zdecydowałam się założyć tego bloga. Wiele razy nie miałam już weny i chciałam odejść, ale czułabym się nie w porządku nie tylko wobec Was, ale również wobec samej siebie, ale to nie ważne. A wiecie co jest ważne? To, że nie zamierzam tak łatwo odpuścić, o nie. Macie tu link do nowego bloga z dalszym ciągiem historii Belli i jej paczki. I mam do Was jeszcze jedną prośbę. A mianowicie proszę Was wszystkich, którzy to teraz czytają o długaśne komentarze. To czujecie w związku z tą historią oraz co sądzicie o bohaterach. I wbijajcie na drugiego bloga http://truskawkaopowiada.blogspot.com

Truskawka <3

 

 

 

Rozdział 12 Ostateczne starcie

 

Francis Bacon powiedział ,,Nie można kochać i być mądrym’’

 

…stos różowych ubrań. Wszyscy zaczęliśmy krzyczeć jak opętani, tak głośno, że aż obudziliśmy rodziców Amber, którzy przybiegli do pokoju.

- Mmmammmo ccco ttto jjeest?

Wyjąkała Amber, a jej mama zrobiła się cała czerwona i spojrzała na męża z wyrzutem.

- Miałeś zamykać tą szafę.

Warknęła. Tata dziewczynki zignorował swoją żonę i zwrócił się do córki.

- Kochanie twoja mama jest w ciąży! Będziesz miała siostrzyczkę.

Ok, nie wiem jak wy, ale ja nic nie rozumiem.

 

 

Jesteśmy teraz w lesie i obmyślamy plan działania. Wiem, że opuszczony las to nie jest najlepsze miejsce spotkań, ale nigdzie indziej nie moglibyśmy rozmawiać bez ryzyka podsłuchania nas przez innych ludzi. Nagle usłyszeliśmy trzask, jakby ktoś złamał gałązkę stąpając na niej. Nie musieliśmy długo czekać, aby dowiedzieć się kto to zrobił. Przed nami stał mój ojciec we własnej osobie. W ręku trzymał pistolet, a na jego twarzy gościł szyderczy uśmiech. Jak na komendę ponieśliśmy się z ziemi, i wszyscy rozbiegliśmy się w różne strony. Biegłam sama najszybciej jak mogłam. W pewnym momencie skręciłam, a potem znów, i jeszcze raz, aż w końcu dobiegłam na jakąś polanę, na której ujrzałam następujący obrazek. Nad Alanem tyłem do mnie stał mój ojciec i mierzył do niego z pistoletu. Działałam pod wpływem emocji, a w żyłach buzowała mi adrenalina. Podeszłam najciszej jak mogło i podniosłam z ziemi kamień, którym rąbnęłam mordercę w tył głowy. Nie stała mu się za duża krzywda, ale upuścił broń, którą natychmiast pochwyciłam. Ojciec spojrzał na mnie, a później na lufę pistoletu wycelowaną w jego czaszkę.

- Córeczko posłuchaj, porozmawiajmy…

- Klękaj!

Krzyknęłam. W tym czasie Alan podniósł się z ziemi i stanął tuż za mną. Człowiek, którego do niedawna uważałam za ojca posłusznie klęknął.

- Kochanie posłuchaj, będziemy razem władać całym świtem, będziemy razem trzymać go w swoich rękach.

- Zamknij się!

- Jak ty się odzywasz do ojca?

- Ja nie mam ojca! A nawet jeśli mam to ty nim nie jesteś!

 

 

Prowadzą mojego tatę do radiowozu. Gdy nas mija mówi do mnie

- Mogłem dać ci świat.

- Świat to za mało.

Odpowiadam.

 

Wow,

Tylko tyle mam do powiedzenia…

Truskawka <3

 

 

Rozdział 11 Co jest w szafie?

 

James M. Barrie powiedział ,,Jeśli masz ją, nie potrzebujesz już niczego więcej, jeśli jej nie masz, to wszystko, co masz, jest bez znaczenia’’

 

Serce zaczęło mi mocnej bić, a źrenice rozszerzyły się nienaturalnie.

- Boję się.

Powiedział Will. Świetnie, jeszcze on powinien zacząć histeryzować pomyślałam. Nagle drzwi balkonowe się otworzyły, ale nie było za nimi nikogo. Wstałam i podeszłam do drzwi żeby je zamknąć, co też uczyniłam.

- Może zapalimy światło?

Zapytał Alan trzęsącym się głosem. Podeszłam do kontaktu i szybko nacisnęłam. Cały pokoju wypełniło kłujące świtało. Zacisnęłam powieki aby ochronić oczy, odzwyczajone od światła. Usiadłam na łóżku Amber tuż obok niej. Zapanowała niezręczna cisza, każdy był zbyt przerażony by mówić.

- Jego tu nie ma prawda?

Zapytałam cicho. Wiem, że to głupie pytanie, ale po prostu musiałam się upewnić.

- Nie, no co ty.

Zapewnił mnie Alan.

- Chyba, że jest w szafie.

Wyszeptał Will.

- Alan idź sprawdź.

Zarządziła Marlena.

- Ja, dlaczego ja?

Zaprotestował Alan.

- Bo jesteś najstarszy.

Zasugerowała Amber.

- Bo tylko ciebie jako, tako można się bać.

Dopowiedziała Marlena.

- Bo jesteś tu jedynym chłopakiem.

Powiedziałam, na co Alan i wszyscy pozostali się roześmiali (oczywiście oprócz Willa, który nie załapał o co mi chodziło).

- No dobra, to idę.

Oświadczył Alan, podniósł się i podszedł do szafy. Złapał na klamkę po czym szybko szarpnął. Wszyscy krzyknęli, gdy z szafy prosto na Alana wypadł przygniatając go…

 

Cześć,

Jak myślicie co wypadło na Alana? Hmmm… chyba Wam nie powiem ;)

Truskawka <3

 

Rozdział 10 Ucieczka

Joseph Chillon Pearce powiedział ,,Jeśli chcesz być w życiu kreatywny, musisz przestać bać się pomyłek’’   

Jak to jest, gdy okazuje się, że twój mały, pozornie bezpieczny światek wali się w jednej chwili? Jak to jest, gdy czujesz, że przez tyle lat ufałeś komuś, kto tak naprawdę na to zaufanie nie zasługiwał. Miałam okazję spotykać się z tym twarzą w twarz.

Nagle mój ojciec wyciągnął zza pazuchy pistolet i począł zbliżać się do nas powoli, niczym dzikie zwierzę skradające się do swojej ofiary. My z kolei zaczęliśmy się cofać. Zrównałam się z moimi przyjaciółmi i szepnęłam im ukradkiem ,,Na trzy uciekamy. Raz…dwa…trzy’’. Obróciliśmy się jednocześnie i puściliśmy pędem przed siebie. Usłyszałam odgłos strzału, a kula minęła moją twarz zaledwie o centymetr. Mimo to biegłam dalej, a adrenalina buzowała mi w żyłach. Poczułam nieprzyjemne kłucie pod żebrami, które z czasem nasilało się coraz bardziej. Nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Coś szeptało mi w głowie ,,Nie odwracaj się, nie odwracaj się’’ ale oczywiście nie posłuchałam. Odwróciłam się spodziewając się zobaczyć mojego ojca, ale nie zobaczyłam nikogo. Mimo to jednak nie przestawaliśmy biec dopóki nie dotarliśmy do miejsca, w którym znajdywali się jacyś ludzie, czyli do parku. Padliśmy na trawę pod drzewem, dysząc ciężko. Położyłam się, starając  uspokoić oddech i myśli. Po kilkunastu minutach Marlena odezwała się cicho

- I co my teraz zrobimy?

Nikt, nic nie odpowiedział, bo nikt nie wiedział co robić. Do oczu zaczynały cisnąć mi się łzy, ale powstrzymałam je.

- Myślę, że nie powinniśmy nikomu mówić bo przecież i tak nikt nam nie uwierzy. Poza tym nie możemy się rozdzielać, zatem Marlena albo Amber mogą zadzwonić do swoich rodziców i zapytać się czy możemy  u nich nocować. Musimy teraz zachować zimną krew, bo sprawy przyjęły naprawdę nieprzyjemny obrót.

Powiedziałam trzęsącym się głosem.

 

Leżę w śpiworze na ziemi i myślę o tym co się dzisiaj wydarzyło. Cały dzień powstrzymywałam łzy, dlatego teraz pozwoliłam im płynąć skoro i tak nikt mnie nie widział. Nagle usłyszałam jakiś trzask.

- Co to było?

Szepnęłam w ciemność, a Amber odpowiedziała mi równie cicho

- Nie wiem, ale się boję.

Uniosłam się na łokciach nasłuchując. Dźwięki nasilały się coraz bardziej, a ja czułam, że wiem kto to jest.

- Marlena! Will, Alan obudźcie się!

Krzyknęłam szeptem.

- O co chodzi?

Zapytała Marlena zaspanym głosem. Nie musiałam odpowiadać na pytanie, ponieważ w tym samym momencie rozległ się donośny trzask. Poczułam się osaczona. 

 

Cześć,

Z tej strony Fresa. Jak wam się podoba Rozdział 9? Myślę, że nie jest jakiś fatalny… Tak, czy siak do następnego.

Truskawka <3

 
Rozdział 9 Zastraszająca prawda

Charles Chaplin powiedział ,,Życie jest tragedią, gdy widziane z bliska, 
a komedią, gdy widziane z daleka''


Chyba w końcu znaleźliśmy dziewczynę, która rozmawiała z tajemniczą osobą tyle tygodni temu. Vanilla, czyli najbardziej pretęsjonalne imię na świecie. Ale nie ważne. Śledzimy ją całą piątką od ponad pół godziny. Rico wyjechał dzisiaj rano. Nasze pożegnanie wyszło... dziwnie. Niby nie jesteśmy parą i w ogóle, ale mimo to czułam się jakaś spięta. 
- Bella słuchasz mnie?
Krzyknęła szeptem Marlena. Chowaliśmy się aktualnie za kubłem na śmieci, a nasz cel był oddalony o jakieś trzy, cztery metry. Marlena prawdopodobnie mówiła coś o następnym kroku, a ja oczywiście zamiast słuchać myślałam o Rico. Pięknie, po prostu pięknie. 
- Przepraszam, możesz powtórzyć?
Powiedziałam zupełnie jakbym była uczennicą, a Marlena moją nauczycielką. 
- Jest ci wybaczone.
Odpowiedziała. 
- Myślę, że...
Zaczął Alan, ale mu przerwałam.
- Zaraz, zaraz ty MYŚLISZ?
Amber i Marlena parsknęli śmiechem, a Will zakrztusił się wodą, którą właśnie sporzywał. Alan spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. I w tym momencie usłyszeliśmy dziwny wrzask. Jak na komendę wytoczyliśmy się zza kubła na śmieci. To co zaóważyliśmy zmroziło nam krew w rzyłach. 
Vanilla unosiła się kilka centymetrów nad ziemią, a stojący przed nią facet trzymał ją za koszulkę. Bez chwili namysłu żuciłam się do przodu. 
- Póść ją!
Krzyknęłam, a bandzior ku mojemu zdziwieniu zrobił to. Vanilla upadła i w tym momencie odwrócił się do mnie twarzą. Serce podeszło mi do gardłam. Tym kimś był mój ojciec.

wtorek, 1 kwietnia 2014


Rozdział 8 K jak kłótnia

Jonny Deep powiedział ,,Jeżeli nie możesz wybrać miedzy jedną kobietą, a drugą wybierz drugą, bo gdybyś naprawdę kochał pierwszą nie zwróciłbyś uwagi na drugą''

Idę teraz z Rico w kierunku domu Marleny. Koniecznie chcę żeby ich poznał, skoro już postanowił mnie odwiedzić. Stanęliśmy przed drzwiami.
- Gotowy?
Spytałam.
- Tak.
Odpowiedział z uśmiechem. Nacisnęłam dzwonek. Nie musieliśmy czekać długo. Marlena zamaszyście otworzyła drzwi, tak szeroko, że ledwo zdąrzyliśmy uskoczyć.
- Cześć jestem Marlena!
Powiedziała głośno i puściła nas przodem. Gdy ją mijałam szepnęła mi cicho ,,Ciacho''. Weszliśmy do salonu, gdzie czekali już Will, Amber i Alan.
- Nareszcie jesteście. Ten debil cały czas piszczał ,,Nowa znajomość, nowa przyjaźń''. 
Powiedziała z dezaprobatą Amber, wskazując na Willa. Blondyn zarumienił się jak mała dziewczynka. Alan z kolei wyglądał na znudzonego tym wszystkim. Dziwne, ale miałam przeczucie, że coś pójdzie nie tak, jak powinno. 
- Cześć.
Powiedział Rico.
- Hej.
Odpowiedzieli jednocześnie Will i Amber, a Alan się nie odezwał. 
- A tobie co, mowę odjęło?
Zapytałam Alana kąśliwie.
- Odzywam się tylko do tych, do których warto.
Odpowiedział równie jadowicie patrząc na Rico. Byłam pewna, że mój przyjaciel coś mu odpowie, ale nie. Ten spokojnie usiadł obok Amber. Stałam pośrodku pokoju razem z Marleną. Ona chyba też nie wiedziałam jak się odnieść do sytuacji. Po chwili obie usiadłyśmy na jednym z wielkich, przepasynych foteli. Zaczynało się nawet robić miło, ale Alan musiał to przerwać.
- Wiesz, że twoja dziewczyna uśmierciła nijaką Barbarę Ziółko?
Zwrócił się do Rico kładąc przesadny nacisk na słowa twoja i dziewczyna. Już chciałam powiedzieć, że Rico i ja wcale nie jesteśmy parą, ale nie zdążyłam.
- No wiesz ja przynajmniej mam dziewczynę nie to co ty, wieczny singlu.
Odparował Rico.
- Poza tym założę się, że jak stuknie co czterdziestka będziesz mieszkał u Marleny w piwnicy.
Dodałam na co Marlena zaprotestowała.
- O nie! Już wolę szczury niż Alana.
- Widzisz, nawet Marlena cię nie chce. 
Powiedział Will.
- Przepraszam, ale co miało znaczyć to nawet?
Spytała Marlena. I wtedy wybuchła prawdziwa kłótnia. W pewnym momencie usłyszałam jak Rico szepcze mi do ucha ,,Spadamy?''.
- Spadamy. 
Odpowiedziałem i oboje zwialiśmy jak najdalej od domu Marleny.



No cześć, 
Na początek chcę Was bardzo przeprosić, że tak zaniedbałam Universo. Niestety brak weny i internetu dał mi się we znaki. Przepraszam Was też za błędy ortograficzne, ale nie piszę z komutera .
Truskawka x3

piątek, 28 marca 2014

Drodzy czytelnicy!
Dokładnie miesiąc temu założyłem blog Universo. Dziękuję Wam za to, że byliście i jesteście. Że motywowaliście i motywujecie. Że komentowaliście i komentujecie. I dziękuję opatrzności za to, że zdecydowałam się założyć tego bloga. I wiecie co jeszcze? Chyba się wzruszyłam. Tak nie mylicie się , ja Wasza walnięta, uzależniona od kisielu Fresa właśnie się wzruszyła. Kocham Was bardzooooo mocnoooo.
Truskawka x3333

czwartek, 20 marca 2014


Rozdział 7 Telefon i zmartwienie

Truskawka powiedziała ,,Łatwiej jest tym, którzy odchodzą, niż tym, którzy zostają’’

Nie tak łatwo jest zmyć krew. Ale, gdy już mi się to udało nie zamierzałam wyjść z łazienki. Usiadłam na wannie i pogrążyłam się w rozmyślaniach. To niemożliwe, przecież on jest tysiące kilometrów stąd. Musisz się uspokoić. Najlepiej zadzwoń do niego. Poderwałam się i dzikim pędem pobiegłam… nie, pognałam do swojego pokoju o mało nie rozdeptując przy tym swojego kota, którego w ostatnich dniach zdecydowanie zaniedbałam. Muszę nim zająć, ale to nie w tym momencie. Złapałam za telefon, jakbym była topielcem, a telefon to koło ratunkowe. Tylko ono może mnie uratować. Wybrałam numer i czekałam na sygnał piiip…piiip…piiip

- Hej, z tej strony Rico. Zostaw wiadomość i do usłyszenia.

- Nie, nie, nie!

Wrzasnęłam i rzuciłam telefonem o ziemie. Padłam na łóżko i zakryłam twarz poduszką. Niedziela nie miała tak wyglądać. Miałam być teraz u Marleny i rozmawiać z nią o, o… och nie ważne. Tak czy siak to nie miało tak wyglądać. Zaczęłam płakać. Płakałam i płakałam. W tym czasie do mojego pokoju weszła mama. Głaskała mnie po głowie i próbowała się dowiedzieć się o co chodzi. Ale bez skutku. Potem wyszła. Gdy wypłakałam już wszystkie łzy powoli się podniosłam. Wzięłam telefon i powoli wybrałam numer Rico. Niestety nie odpowiadał. W tym czasie do mojego pokoju wślizgnął się mój kot. Wabi się Katniss na cześć Katniss Everdeen i ,,Igrzysk Śmierci’’. Kocham tę książkę. Kotka wskoczyła na moje łóżko. Zaczęłam ją głaskać po łebku.

- Czyli to jednak prawda, że zwierzęta wyczuwają emocje?

Zapytałam, a Katniss jakby w odpowiedzi miauknęła donośnie. Ona zawsze będzie przy mnie. Znalazłam ją w wieku 7 lat. To był trudny dla mnie okres. Właśnie zaczęłam chodzić do szkoły. To było zanim poznałam Rico. Do oczu znów napłynęły mi łzy. W tym samym momencie zadzwonił telefon. To… Marlena?

- Hej!

Krzyknęła do słuchawki. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Jeżeli cokolwiek było w stanie mnie teraz pocieszyć, to tylko to jej ADHD.

- Cześć Mari! Cofnęli ci szlaban?

- Tak, a czy inaczej dzwoniłaby do ciebie?

- No tak, sorry to było głupie z mojej strony. Auuuuu!

Katniss właśnie zatopiła pazurki w mojej bluzce. Nie da się ukryć, to naprawdę boli.

- Halo, Bells wszystko w porządku?! Halo!

- Jestem, jestem. Moja kotka ma paskudny charakterek. Właśnie mnie udrapała.

- Masz kotka? O rany, ale szczęściara. Ja od urodzenia jestem kociarą. Zawsze chciałam mieć kota, ale rodzice nie chcą się zgodzić.

I oczywiście zaczęłyśmy rozmawiać. Kocham Marlenę jak siostrę. Rozumiemy się doskonale. Zdecydowanie udało mi się zapomnieć o tej przykrej sytuacji. Gdy wieczorem kładłam się spać mój kociak wskoczył na moje łóżko i ułożyła się wygodnie.

- Dziewięć lat, a taka skoczna, co?

Zapytałam z uśmiechem. Nagle zadzwonił telefon. Oczywiście Rico. Zrobiłam mu taką awanturę, że pewnie dłuuuuugo popamięta.

                                                          ****

Jeszcze popamięta, głupia dziewczyna. Myśli, że mi się wymknie? O nie, ona i ci jej przyjaciele. Wszyscy pożałują, że się urodzili.

 

 

Heej!,

Fajnie jest dla Was pisać, wiecie. Ponad 200 wyświetleń. Ach, aż chce się żyć, prawda? Ten rozdział dedykuję Lucy_. Nie mogę niestety skomentować Twojego bloga, ale jestem uparta więc postanowiłam skomentować tutaj. A więc tak:

Droga Lucy,

W Twoim opowiadaniu jest tyle prawdy i tyle emocji, że w niektórych momentach to aż smutne. Ale to dobrze, ponieważ życie nie jest idealne. Ale potrafi być również śmiesznie, a to kolejna cecha prawdziwego życia. Kocham to jak opisujesz uczucia głównej bohaterki. Pozdrawiam

T x3

Ok, nie wiem czy to miało sens, ale teraz czuję się trochę lepiej xD. Rozdziałów Maliny też nie mogę skomentować, ale to pod następny rozdziałem.

Kocham Was!

T x333333

 

wtorek, 18 marca 2014


Rozdział 6 Nie będę dzwonić!
Jules Renard powiedział ,,Miłość jest jak klepsydra: serce napełnia się w miarę, jak mózg się opróżnia''

Że też wcześniej nie pomyślałam, że w zwyczajnym domu można znaleźć paskudne, zakrwawione zwłoki. Sama nie wiem, może dlatego, że ZABIJANIE LUDZI JEST ZABRONIONE, a może nie, nie wiem. Tak czy siak Barbara Ziółko jest teraz w kostnicy, a my po wyczerpującym przesłuchaniu ( i przez policję i przez rodziców ) dostaliśmy szlaban. Nie wolno nam wychodzić nigdzie, a ze szkoły od teraz odbierają nas rodzice. To przykre, ale cóż tak bywa.

Podeszłam do okna. Piękna pogoda, a mnie nie wolno z niej korzystać. Westchnęłam. To będą długie dwa tygodnie. Podeszłam do szafki nocnej. To dziwne, ale z telefonu rodzice nie zabronili mi korzystać. Niestety pozostałym tak. Przeleciałam listę kontaktów i zatrzymałam się na jednym z nich. Rico Rodari. Nie zrobisz tego pomyślałam i wybrałam opcję zadzwoń. Piiiip… piiiip…

- Halo.

- Bella?! Matko ile to już?

- Trzy miesiące. Co u ciebie?

- Nic ciekawego. Bianka daje popalić, ale to nic. Da się wytrzymać. A jak tam w twoim nowym domu, znalazłaś przyjaciół, dobrze ci tam?

- Tak, jest cudownie. I miałam masę przygód.

- Serio? Musisz mi opowiedzieć.

 

Tak to bez wątpienia mój rekord. Dwie godziny i trzydzieści pięć minut. Ale, gdy gadam z Rico czas szybciej płynie. Żałuję, że go przy mnie nie ma… ale nie można rozpamiętywać przeszłości! Teraz liczy się tylko przyszłość. Położyłam się spać bardzo szczęśliwa. Do czasu…

Znowu ten las. Odwracam się i widzę mordercę. Ma zasłoniętą twarz i pistolet w ręku. Strzelił. Wiedziałam, że to już koniec, ale w ostatniej chwili ktoś mnie odepchnął. Tajemnicza postać upadła na ziemię bez życia. Podbiegłam do tego kogoś. A tym kimś był Rico. Szlochając starłam się zatamować wyciek krwi i…

Obudziłam się. Coś kazało mi spojrzeć na swoje ręce. Były całe umazane krwią. Ta historia zaczyna mi się coraz mniej podobać…

 

 

Hejooo!!!,

Pam pam pam… i oto szósty rozdział. Szczerze przepraszam Lucy_, ale nie było kłótni Alana i Belli. Ten rozdział jest trochę bardziej dramatyczny i zagadkowy niż miał być w pierwotnym zamyśle, ale mam nadzieję, że mimo to podoba Wam się. Do następnego

Pozdro, Truskawka x3    

poniedziałek, 17 marca 2014


JAKA JEST TWOJA ULUBIONA PIOSENKA?????

Przepraszam, że nie rozdział, ale coś mnie rozkłada i trudno mi się skupić. Piszę jednak, ponieważ mam niecierpiące zwłoki pytanie. A oto ono:

JAKA JEST TWOJA ULUBIONA PIOSENKA?

Bardzo mnie to interesuje. Moja ulubiona piosenka ( aktualnie ) to All about us Tatum. A wasza? Odpowiedzi piszcie w komentarzach i serdecznie zapraszam na drugi blog, gdzie czeka rozdział 5.
PS. Dzięki, dzięki, dzięki za 200 wyświetleń na blogu. To dla mnie wiele znaczy.
Tuyo, Fresa

poniedziałek, 10 marca 2014


Rozdział 5 Krowia Morda

Krzysztof Kolumb powiedział ,,Nie przepłyniesz oceanu, dopóki nie odważysz się stracić z oczu brzeg’’

- Zatkaj się przepychaczem do kibla!

- Nie musisz byś taka agresywna!

- Amber!

- Co.

- Zatkaj Alana bo mnie wykurza!

Tak właśnie wyglądał nasz przemiły spacer do domniemanego miejsca zamieszkania tajemniczej Jej. Nie da się ukryć, że ja i Alan to raczej nie jest miłość od pierwszego wejrzenia. A wręcz przeciwnie…

- Will podasz mi tamten kamień, chciałbym nim rzucić w Bellę.

- Ty paskudna krowia mordo! Jak śmiesz tak mówić do…

- Do idiotki?

- Nie buraku!

- Możecie się uciszyć, chociaż na chwilę?!

Marlena miała już dosyć naszych głupich wzajemnych docinków. Wzięłam głęboki oddech. Zaraz mieliśmy wejść do domu niejakiej Barbary Ziółko. Stanęliśmy na ganku.

- Debil.

- Zarozumialec.

- Uspokójcie się na litość boską!

Dotąd spokojna Amber wyglądała jakby dostała ataku apopleksji. Była cała czerwono – fioletowa, i ogólnie wyglądała jak źle wymieszane lody jagodowe. Moment, moment… lody!

- Wyglądasz jak źle wymieszane lody.

Powiedziałam do Alana na co reszta wybuchła śmiechem. Oprócz Krowiej Mordy, oczywiście. Zanim zdążył zareagować drzwi się otworzył. Ale nikogo za nimi nie było…

Staliśmy jak wryci i patrzyliśmy jak drzwi powoli się otwierają. Spojrzeliśmy po sobie.

- Wchodzimy?

Zapytałam cicho. Reszta pokiwała głową nieprzekonana. Weszliśmy powoli.

- Rozdzielamy się?

Zapytał niepewnie Will. Alan odpowiedział natychmiast.

- Pewnie. Amber idzie ze mną, a wy razem.

- Jak w Scooby – Doo.

Dodałam. Wybuchliśmy niekontrolowanym śmiechem, ale szybko przestaliśmy bo coś trzasnęło. Szybko poszliśmy wszyscy w różne strony. Weszłam do kuchni i… zobaczyłam zwłoki.

 

 

Oh yeeeah,

Witajcie kochani. No i są zwłoki. Ciekawie, prawda. Nie wiem co tu jeszcze napisać. A nie, jednak wiem.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Tuyo, Fresa

 

sobota, 8 marca 2014

Drogie kobiety,
Z okazji naszego dnia życzę wam wszystkie dobrego i żebyście się najadły czekolady i żeby wam wszystko poszło w bioderka ;) O, i jeszcze żebyście miały dużo kasy i szczęścia w życiu. Wasza nienormalna, niezrównoważona i zdrowo rąbnięta Fresa.

piątek, 7 marca 2014

Witajcie!

Chciałabym was poinformować, że założyłam nowego bloga. Tego oczywiście będę nadal kontynuować nie martwcie się. Aczkolwiek mam nadzieję, że będziecie odwiedzać oba blogi. A o to fabuła.

Rzeczywistość gangów. Carmen wydaje się, że straciła wszystkie uczucia z powodu pewnego zdarzenia z przeszłości. Ale czy to prawda?
A poniżej link. Życzę miłej lektury. ;))))
Tuyo, Fresa

http://truskawkapisze.blogspot.com

 

środa, 5 marca 2014


Rozdział 4 Masz wiadomość

Umberto Eco powiedział ,,Miast mówić i milczeć winno się działać''

Jak normalni ludzie wysyłają wiadomości? Pocztą, smsem, mailem. Ale nie, ten kto wysłał ( o ile w ogóle można to tak nazwać ) ten list musiał być oryginalny rozbijając szybę. Odłamki szkła rozprysnęły się po całej podłodze. Odruchowo schyliłam głowę. Na ziemi natomiast leżał pokaźnych rozmiarów kamień i przyklejona do niego kartka. Szok trwał jeszcze przez chwilę, a mianowicie do momentu, w którym nie usłyszeliśmy kroków na schodach. Will zareagował najszybciej. Chwycił inną niż inne wiadomość i schował pod poduszkę w tym samym momencie, w którym do pokoju wpadli rodzice Marleny. Opowiedzieliśmy im wstrząsającą historię o tym jak to usłyszeliśmy huk, schyliliśmy głowy, a gdy już je ponieśliśmy zobaczyliśmy zniszczenia. Nie wiemy gdzie jest narzędzie zbrodni, ponieważ po prostu nie widzieliśmy. Odniosłam wrażenie, że nie bardzo nam uwierzyli, ale prawdopodobnie nie mogli tego podważyć. Po sprzątaniu w końcu sobie poszli, a ja rzuciłam się do poduszki Marleny. Chwyciłam kamień i odczepiłam od niego list. Pozostała trójka obsiadła mnie dookoła. Zaczęliśmy czytać.


My wiemy, że wy wiecie. Jeżeli się nie odczepicie to my się wami zajmiemy.

Anonim


Spojrzeliśmy po sobie.

- Macie jakiś pomysł?

Zapytałam ze ściśniętym gardłem. Tym razem to Will zabrał głos.

-  Powiemy Alanowi.


Siedzę sobie teraz, a właściwie leżę w łóżku w swoim pokoju. Myślę o tym co nam oznajmił Will. Trzeba powiedzieć Alanowi. Na początku nikt nie rozumiał dlaczego. Ale potem blondyn zaczął tłumaczyć.

- On będzie wiedział co zrobić. I może nam pomóc, na pewno coś wymyśli. Poza tym to mój najlepszy przyjaciel. I…

Wymieniał i wymieniał dziwne powody aż w końcu się zgodziłyśmy. Nie wiem sama dlaczego, może po prostu żeby przestał gadać. Mamy mu powiedzieć jutro po szkole. Westchnęłam i zamknęłam oczy. Sen przyszedł szybciej niż się spodziewałam. Choć dla mnie lepiej by było, gdyby w ogóle nie przychodził…

Biegłam leśną drogą. Za sobą słyszałam ciężki oddech mordercy. Wiedziałam, że jeżeli zwolnię to mnie dopadnie. Nie miałam już siły mój oddech stał się urywany. Pouczyłam pod palcami poszycie lasu. Wiedziałam, że stoi za mną, tylko czeka aż się odwrócę. Przekręciłam się na plecy i…

Spadłam z łóżka. Przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Potem, powoli zaczęłam się orientować w rzeczywistości. Leżałam na podłodze okutana w kołdrę jak larwa motyla w kokon. Cała się trzęsłam. Spojrzałam na swoje dłonie i omal nie zemdlałam. Były brudne od błota i liści.

- Jak?

Szepnęłam. Nic więcej nie mogłam powiedzieć. Po jakichś pięciu minutach powoli zaczęłam wyplątywać się z otulające mnie pościeli. Potem poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem, a to co ujrzałam zdziwiło mnie do granic możliwości. Miałam liście we włosach, brudną twarz. O co w tym wszystkim chodzi? pomyślałam Gdzie ja byłam w nocy?

Właśnie wlokę się za Marleną, Willem i Amber do Alana. Po co my tam idziemy, po co niby mamy mu to powiedzieć? To nie jest dobry pomysł! Krzyczały moje myśli. Podeszliśmy do niego. Will wybuchnął potokiem słów jak rozhisteryzowana nastolatka, która zgubiła błyszczyk.


Hola,

Witam to znów ja, wasz potworek. A zatem Isabella nocą odwiedza las, a nasz Will zgubił błyszczyk koniecznie chce powiadomić Alana o… o wszystkim. Pewnie nie chce być jedynym facetem w tym babskim gronie. Tak czy siak mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Do następnego!

Tuyo, Fresa.


  

niedziela, 2 marca 2014


Przeczytaj informację pod postem! Z góry dziękuję i miłego czytania. :*

Rozdział 3 Mamy problem

Joseph Conrad powiedział ,,Zawsze zdarza się to, czego człowiek nie oczekuje’’

Krążyłam nerwowo po swoim pokoju zastanawiając się co mam zrobić. Miałam do wyboru dwie opcje:

1.      Przemilczeć sytuację i z ukrycia obserwować przebieg zdarzeń.

Plusy: na pewno się na nic nie narażę

Minusy: będę miała straszne wyrzuty sumienia

2.      Powiedzieć o tym komuś dorosłemu

Plusy: być może zapobiegnę zajściu

Minusy: na pewno się narażę, nie wiem nawet o kogo chodzi, mogą mnie wziąć za wariatkę

No i jest jeszcze trzecia opcja.

3.      Powiedzieć o tym moim nowym kumplom.

Plusy: Możemy się nad tym razem zastanowić?

Minusy: O tego to jest sporo … Przede wszystkim mogą mnie uznać za wariatkę, po drugie prawie w ogóle ich nie znam i po trzecie mogą mi zepsuć reputację w szkole ( której i tak nie mam )

Po długim, naprawdę dłuuuugim namyśle wybrałam trzecią opcję. Najbardziej ryzykowną i nieprawdopodobną, lecz również najbardziej korzystną w razie powodzenia. Z ciężkim sercem położyłam się spać, szczerze lękając się następnego dnia.

W szkole na długiej przerwie usiadłam z Marleną, Willem i Amber. Tym razem jednak włączałam się do rozmowy i odniosłam wrażenie, że mnie nawet lubią. Gdy lekcje się skończyły szybkim krokiem podeszłam do Marleny.

- Chodź.

Syknęłam łapiąc ją za łokieć.

- Ej, o co ci chodzi.

Zaprotestowała, ale ja uciszyłam ją gestem ręki. Wyciągnęłam szatynkę z budynku i zawlekłam gdzieś dalej. Następnie cicho i bardzo szybko wszystko jej opowiedziałam. Spojrzała na mnie uważnie, jakby chciała zobaczyć czy jej nie wkręcam.

- Ja nie kłamię.

Powiedziałam śmiertelnie poważnie. Marlena jeszcze raz mi się przypatrzyła aż w końcu westchnęła i powiedziała

- No dobrze Bells powiedzmy, że ci wierzę. Co zamierzasz zrobić z tą informacją? Masz jakiś plan?

To pytanie zbiło mnie z tropu. Zaczęłam nerwowo przestępować z nogi na nogę. Marlena uśmiechnęła się do mnie.

- Nie masz żadnego planu, prawda?

Pokiwałam głową. Szatynka poklepała mnie przyjaźnie po plecach.

- Nie przejmuj się. Razem z nami dasz sobie radę.

- Z  n a m i?

Marlena nie odpowiedziała tylko zaprowadziła mnie do Willa i Amber. Streściła im całą historię, a oni ( o dziwo ) uwierzyli i nawet nie zadawali pytań.

 

- I co teraz zrobimy?

Spytała Amber odgarniając rude włosy z twarzy. Postanowiliśmy przenieść się w jakieś inne miejsce, więc teraz siedzieliśmy w pokoju Marleny i obmyślaliśmy plan działania. Dziwne było to, że mimo częstego padania pytania ,,I co teraz zrobimy’’ i braku odpowiedzi na nie czułam się dobrze. Byłam szczęśliwa, ponieważ w końcu znalazłam przyjaciół, ludzi z którymi mogłam się wszystkim podzielić, a oni zaczęli traktować mnie jak jedną z nich, jak część drużyny. Byli gotowi mi pomóc i uwikłać się w dość nieciekawą aferę. Z tych rozmyślań wyrwał mnie głos Marleny.

- Jak to co zrobimy. Wyśledzimy tą dziewczynę, wybadamy z kim rozmawiała i zdobędziemy dowody. Jak w książkach!

Powiedziała rozentuzjazmowanym głosem. O matko pomyślałam Bella w co ty się pakujesz? Będziesz się bawić w kryminał z ludźmi, których dopiero poznałaś.

W tym momencie coś rozbiło okno. No to mamy problem…

 

Bum szakalaka bum,

Da dam i o to objawił się wam trzeci rozdział. Tak wiem, że miał być wczoraj, ale już nie miałam siły ani ochoty po raz setny podłączać się do Internetu więc jest dzisiaj. A i jeszcze coś. Jeżeli ktoś by chciał, żebym zrobiła osobny post z reklamą bloga tej osoby to ja bardzo chętnie. O odpowiedzi proszę w komentarzach.

Pozdro, Truskawka x3