Drodzy czytelnicy!
Dokładnie miesiąc temu założyłem blog Universo. Dziękuję Wam za to, że byliście i jesteście. Że motywowaliście i motywujecie. Że komentowaliście i komentujecie. I dziękuję opatrzności za to, że zdecydowałam się założyć tego bloga. I wiecie co jeszcze? Chyba się wzruszyłam. Tak nie mylicie się , ja Wasza walnięta, uzależniona od kisielu Fresa właśnie się wzruszyła. Kocham Was bardzooooo mocnoooo.
Truskawka x3333
Czytasz?
piątek, 28 marca 2014
czwartek, 20 marca 2014
Rozdział 7 Telefon i zmartwienie
Truskawka powiedziała
,,Łatwiej jest tym, którzy odchodzą, niż tym, którzy zostają’’
Nie tak łatwo jest zmyć krew.
Ale, gdy już mi się to udało nie zamierzałam wyjść z łazienki. Usiadłam na
wannie i pogrążyłam się w rozmyślaniach. To
niemożliwe, przecież on jest tysiące kilometrów stąd. Musisz się uspokoić.
Najlepiej zadzwoń do niego. Poderwałam się i dzikim pędem pobiegłam… nie,
pognałam do swojego pokoju o mało nie rozdeptując przy tym swojego kota,
którego w ostatnich dniach zdecydowanie zaniedbałam. Muszę nim zająć, ale to
nie w tym momencie. Złapałam za telefon, jakbym była topielcem, a telefon to
koło ratunkowe. Tylko ono może mnie uratować. Wybrałam numer i czekałam na sygnał
piiip…piiip…piiip
- Hej, z tej strony Rico. Zostaw wiadomość i do usłyszenia.
- Nie, nie, nie!
Wrzasnęłam i rzuciłam telefonem o
ziemie. Padłam na łóżko i zakryłam twarz poduszką. Niedziela nie miała tak
wyglądać. Miałam być teraz u Marleny i rozmawiać z nią o, o… och nie ważne. Tak
czy siak to nie miało tak wyglądać. Zaczęłam płakać. Płakałam i płakałam. W tym
czasie do mojego pokoju weszła mama. Głaskała mnie po głowie i próbowała się
dowiedzieć się o co chodzi. Ale bez skutku. Potem wyszła. Gdy wypłakałam już
wszystkie łzy powoli się podniosłam. Wzięłam telefon i powoli wybrałam numer
Rico. Niestety nie odpowiadał. W tym czasie do mojego pokoju wślizgnął się mój
kot. Wabi się Katniss na cześć Katniss Everdeen i ,,Igrzysk Śmierci’’. Kocham tę książkę. Kotka wskoczyła na moje
łóżko. Zaczęłam ją głaskać po łebku.
- Czyli to jednak prawda, że
zwierzęta wyczuwają emocje?
Zapytałam, a Katniss jakby w
odpowiedzi miauknęła donośnie. Ona zawsze będzie przy mnie. Znalazłam ją w
wieku 7 lat. To był trudny dla mnie okres. Właśnie zaczęłam chodzić do szkoły.
To było zanim poznałam Rico. Do oczu znów napłynęły mi łzy. W tym samym
momencie zadzwonił telefon. To… Marlena?
- Hej!
Krzyknęła do słuchawki.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Jeżeli cokolwiek było w stanie mnie teraz
pocieszyć, to tylko to jej ADHD.
- Cześć Mari! Cofnęli ci szlaban?
- Tak, a czy inaczej dzwoniłaby do ciebie?
- No tak, sorry to było głupie z mojej strony. Auuuuu!
Katniss właśnie zatopiła pazurki
w mojej bluzce. Nie da się ukryć, to naprawdę boli.
- Halo, Bells wszystko w porządku?! Halo!
- Jestem, jestem. Moja kotka ma paskudny charakterek. Właśnie mnie
udrapała.
- Masz kotka? O rany, ale szczęściara. Ja od urodzenia jestem kociarą.
Zawsze chciałam mieć kota, ale rodzice nie chcą się zgodzić.
I oczywiście zaczęłyśmy
rozmawiać. Kocham Marlenę jak siostrę. Rozumiemy się doskonale. Zdecydowanie
udało mi się zapomnieć o tej przykrej sytuacji. Gdy wieczorem kładłam się spać
mój kociak wskoczył na moje łóżko i ułożyła się wygodnie.
- Dziewięć lat, a taka skoczna,
co?
Zapytałam z uśmiechem. Nagle
zadzwonił telefon. Oczywiście Rico. Zrobiłam mu taką awanturę, że pewnie
dłuuuuugo popamięta.
****
Jeszcze popamięta, głupia
dziewczyna. Myśli, że mi się wymknie? O nie, ona i ci jej przyjaciele. Wszyscy
pożałują, że się urodzili.
Heej!,
Fajnie jest dla Was pisać,
wiecie. Ponad 200 wyświetleń. Ach, aż chce się żyć, prawda? Ten rozdział
dedykuję Lucy_. Nie mogę niestety
skomentować Twojego bloga, ale jestem uparta więc postanowiłam skomentować
tutaj. A więc tak:
Droga Lucy,
W Twoim opowiadaniu jest tyle
prawdy i tyle emocji, że w niektórych momentach to aż smutne. Ale to dobrze, ponieważ
życie nie jest idealne. Ale potrafi być również śmiesznie, a to kolejna cecha
prawdziwego życia. Kocham to jak opisujesz uczucia głównej bohaterki. Pozdrawiam
T x3
Ok, nie wiem czy to miało sens,
ale teraz czuję się trochę lepiej xD. Rozdziałów Maliny
też nie mogę skomentować,
ale to pod następny rozdziałem.
Kocham Was!
T x333333
wtorek, 18 marca 2014
Rozdział 6 Nie będę dzwonić!
Jules Renard powiedział ,,Miłość jest jak klepsydra: serce napełnia się w miarę, jak mózg się opróżnia''
Że też wcześniej nie pomyślałam,
że w zwyczajnym domu można znaleźć paskudne, zakrwawione zwłoki. Sama nie wiem,
może dlatego, że ZABIJANIE LUDZI JEST ZABRONIONE, a może nie, nie wiem. Tak czy
siak Barbara Ziółko jest teraz w kostnicy, a my po wyczerpującym przesłuchaniu
( i przez policję i przez rodziców ) dostaliśmy szlaban. Nie wolno nam
wychodzić nigdzie, a ze szkoły od teraz odbierają nas rodzice. To przykre, ale
cóż tak bywa.
Podeszłam do okna. Piękna pogoda,
a mnie nie wolno z niej korzystać. Westchnęłam. To będą długie dwa tygodnie. Podeszłam
do szafki nocnej. To dziwne, ale z telefonu rodzice nie zabronili mi korzystać.
Niestety pozostałym tak. Przeleciałam listę kontaktów i zatrzymałam się na jednym
z nich. Rico Rodari. Nie zrobisz tego pomyślałam
i wybrałam opcję zadzwoń. Piiiip… piiiip…
- Halo.
- Bella?! Matko ile to już?
- Trzy miesiące. Co u ciebie?
- Nic ciekawego. Bianka daje popalić, ale to nic. Da się wytrzymać. A jak
tam w twoim nowym domu, znalazłaś przyjaciół, dobrze ci tam?
- Tak, jest cudownie. I miałam masę przygód.
- Serio? Musisz mi opowiedzieć.
Tak to bez wątpienia mój rekord. Dwie
godziny i trzydzieści pięć minut. Ale, gdy gadam z Rico czas szybciej płynie. Żałuję,
że go przy mnie nie ma… ale nie można rozpamiętywać przeszłości! Teraz liczy się
tylko przyszłość. Położyłam się spać bardzo szczęśliwa. Do czasu…
Znowu ten las. Odwracam się i widzę mordercę. Ma zasłoniętą twarz i pistolet
w ręku. Strzelił. Wiedziałam, że to już koniec, ale w ostatniej chwili ktoś
mnie odepchnął. Tajemnicza postać upadła na ziemię bez życia. Podbiegłam do
tego kogoś. A tym kimś był Rico. Szlochając starłam się zatamować wyciek krwi i…
Obudziłam się. Coś kazało mi spojrzeć
na swoje ręce. Były całe umazane krwią. Ta historia zaczyna mi się coraz mniej
podobać…
Hejooo!!!,
Pam pam pam… i oto szósty
rozdział. Szczerze przepraszam Lucy_, ale nie było kłótni Alana i Belli. Ten rozdział
jest trochę bardziej dramatyczny i zagadkowy niż miał być w pierwotnym zamyśle,
ale mam nadzieję, że mimo to podoba Wam się. Do następnego
Pozdro, Truskawka x3
poniedziałek, 17 marca 2014
JAKA JEST TWOJA ULUBIONA PIOSENKA?????
Przepraszam, że nie rozdział, ale
coś mnie rozkłada i trudno mi się skupić. Piszę jednak, ponieważ mam
niecierpiące zwłoki pytanie. A oto ono:
JAKA JEST TWOJA ULUBIONA
PIOSENKA?
Bardzo mnie to interesuje. Moja ulubiona
piosenka ( aktualnie ) to All
about us Tatum. A wasza? Odpowiedzi piszcie
w komentarzach i serdecznie zapraszam na drugi blog, gdzie czeka rozdział 5.
poniedziałek, 10 marca 2014
Rozdział 5 Krowia Morda
Krzysztof Kolumb powiedział ,,Nie przepłyniesz oceanu, dopóki nie odważysz
się stracić z oczu brzeg’’
- Zatkaj się przepychaczem do
kibla!
- Nie musisz byś taka agresywna!
- Amber!
- Co.
- Zatkaj Alana bo mnie wykurza!
Tak właśnie wyglądał nasz
przemiły spacer do domniemanego miejsca zamieszkania tajemniczej Jej. Nie da się
ukryć, że ja i Alan to raczej nie jest miłość od pierwszego wejrzenia. A wręcz
przeciwnie…
- Will podasz mi tamten kamień,
chciałbym nim rzucić w Bellę.
- Ty paskudna krowia mordo! Jak śmiesz
tak mówić do…
- Do idiotki?
- Nie buraku!
- Możecie się uciszyć, chociaż na
chwilę?!
Marlena miała już dosyć naszych
głupich wzajemnych docinków. Wzięłam głęboki oddech. Zaraz mieliśmy wejść do
domu niejakiej Barbary Ziółko. Stanęliśmy na ganku.
- Debil.
- Zarozumialec.
- Uspokójcie się na litość boską!
Dotąd spokojna Amber wyglądała jakby
dostała ataku apopleksji. Była cała czerwono – fioletowa, i ogólnie wyglądała jak
źle wymieszane lody jagodowe. Moment, moment… lody!
- Wyglądasz jak źle wymieszane
lody.
Powiedziałam do Alana na co
reszta wybuchła śmiechem. Oprócz Krowiej Mordy, oczywiście. Zanim zdążył
zareagować drzwi się otworzył. Ale nikogo za nimi nie było…
Staliśmy jak wryci i patrzyliśmy
jak drzwi powoli się otwierają. Spojrzeliśmy po sobie.
- Wchodzimy?
Zapytałam cicho. Reszta pokiwała
głową nieprzekonana. Weszliśmy powoli.
- Rozdzielamy się?
Zapytał niepewnie Will. Alan odpowiedział
natychmiast.
- Pewnie. Amber idzie ze mną, a
wy razem.
- Jak w Scooby – Doo.
Dodałam. Wybuchliśmy niekontrolowanym
śmiechem, ale szybko przestaliśmy bo coś trzasnęło. Szybko poszliśmy wszyscy w
różne strony. Weszłam do kuchni i… zobaczyłam zwłoki.
Oh yeeeah,
Witajcie kochani. No i są zwłoki.
Ciekawie, prawda. Nie wiem co tu jeszcze napisać. A nie, jednak wiem.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Tuyo, Fresa
sobota, 8 marca 2014
piątek, 7 marca 2014
Witajcie!
Chciałabym was poinformować, że założyłam nowego bloga. Tego oczywiście będę nadal kontynuować nie martwcie się. Aczkolwiek mam nadzieję, że będziecie odwiedzać oba blogi. A o to fabuła.
Rzeczywistość gangów. Carmen wydaje się, że straciła wszystkie uczucia z powodu pewnego zdarzenia z przeszłości. Ale czy to prawda?
A poniżej link. Życzę miłej lektury. ;))))
Tuyo, Fresa
http://truskawkapisze.blogspot.com
Chciałabym was poinformować, że założyłam nowego bloga. Tego oczywiście będę nadal kontynuować nie martwcie się. Aczkolwiek mam nadzieję, że będziecie odwiedzać oba blogi. A o to fabuła.
Rzeczywistość gangów. Carmen wydaje się, że straciła wszystkie uczucia z powodu pewnego zdarzenia z przeszłości. Ale czy to prawda?
A poniżej link. Życzę miłej lektury. ;))))
Tuyo, Fresa
http://truskawkapisze.blogspot.com
środa, 5 marca 2014
Rozdział 4 Masz wiadomość
Umberto Eco powiedział ,,Miast mówić i milczeć winno się działać''
Umberto Eco powiedział ,,Miast mówić i milczeć winno się działać''
Jak normalni ludzie wysyłają
wiadomości? Pocztą, smsem, mailem. Ale nie, ten kto wysłał ( o ile w ogóle
można to tak nazwać ) ten list musiał być oryginalny rozbijając szybę. Odłamki
szkła rozprysnęły się po całej podłodze. Odruchowo schyliłam głowę. Na ziemi
natomiast leżał pokaźnych rozmiarów kamień i przyklejona do niego kartka. Szok
trwał jeszcze przez chwilę, a mianowicie do momentu, w którym nie usłyszeliśmy
kroków na schodach. Will zareagował najszybciej. Chwycił inną niż inne
wiadomość i schował pod poduszkę w tym samym momencie, w którym do pokoju
wpadli rodzice Marleny. Opowiedzieliśmy im wstrząsającą historię o tym jak to
usłyszeliśmy huk, schyliliśmy głowy, a gdy już je ponieśliśmy zobaczyliśmy
zniszczenia. Nie wiemy gdzie jest narzędzie zbrodni, ponieważ po prostu nie widzieliśmy.
Odniosłam wrażenie, że nie bardzo nam uwierzyli, ale prawdopodobnie nie mogli
tego podważyć. Po sprzątaniu w końcu sobie poszli, a ja rzuciłam się do
poduszki Marleny. Chwyciłam kamień i odczepiłam od niego list. Pozostała trójka
obsiadła mnie dookoła. Zaczęliśmy czytać.
My wiemy, że wy wiecie. Jeżeli
się nie odczepicie to my się wami zajmiemy.
Anonim
Spojrzeliśmy po sobie.
- Macie jakiś pomysł?
Zapytałam ze ściśniętym gardłem.
Tym razem to Will zabrał głos.
-
Powiemy Alanowi.
Siedzę sobie teraz, a właściwie
leżę w łóżku w swoim pokoju. Myślę o tym co nam oznajmił Will. Trzeba
powiedzieć Alanowi. Na początku nikt nie rozumiał dlaczego. Ale potem blondyn
zaczął tłumaczyć.
- On będzie wiedział co zrobić. I
może nam pomóc, na pewno coś wymyśli. Poza tym to mój najlepszy przyjaciel. I…
Wymieniał i wymieniał dziwne
powody aż w końcu się zgodziłyśmy. Nie wiem sama dlaczego, może po prostu żeby
przestał gadać. Mamy mu powiedzieć jutro po szkole. Westchnęłam i zamknęłam
oczy. Sen przyszedł szybciej niż się spodziewałam. Choć dla mnie lepiej by
było, gdyby w ogóle nie przychodził…
Biegłam leśną drogą. Za sobą słyszałam ciężki oddech mordercy.
Wiedziałam, że jeżeli zwolnię to mnie dopadnie. Nie miałam już siły mój oddech
stał się urywany. Pouczyłam pod palcami
poszycie lasu. Wiedziałam, że stoi za mną, tylko czeka aż się odwrócę.
Przekręciłam się na plecy i…
Spadłam z łóżka. Przez chwilę nie
wiedziałam co się dzieje. Potem,
powoli zaczęłam się orientować w rzeczywistości. Leżałam na podłodze okutana w
kołdrę jak larwa motyla w kokon. Cała się trzęsłam. Spojrzałam na swoje dłonie
i omal nie zemdlałam. Były brudne od błota i liści.
- Jak?
Szepnęłam. Nic więcej nie mogłam
powiedzieć. Po jakichś pięciu minutach powoli zaczęłam wyplątywać się z
otulające mnie pościeli. Potem poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem, a
to co ujrzałam zdziwiło mnie do granic możliwości. Miałam liście we włosach, brudną
twarz. O co w tym wszystkim chodzi? pomyślałam
Gdzie ja byłam w nocy?
Właśnie wlokę się za Marleną,
Willem i Amber do Alana. Po co my tam
idziemy, po co niby mamy mu to powiedzieć? To nie jest dobry pomysł! Krzyczały
moje myśli. Podeszliśmy do niego. Will wybuchnął potokiem słów jak rozhisteryzowana
nastolatka, która zgubiła błyszczyk.
Hola,
Witam to znów ja, wasz potworek. A
zatem Isabella nocą odwiedza las, a nasz Will zgubił błyszczyk koniecznie
chce powiadomić Alana o… o wszystkim. Pewnie nie chce być jedynym facetem w tym
babskim gronie. Tak czy siak mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Do następnego!
Tuyo, Fresa.
niedziela, 2 marca 2014
Przeczytaj informację pod postem! Z góry dziękuję i miłego
czytania. :*
Rozdział 3 Mamy problem
Joseph Conrad
powiedział ,,Zawsze zdarza się to, czego człowiek nie oczekuje’’
Krążyłam nerwowo po swoim pokoju zastanawiając się co mam
zrobić. Miałam do wyboru dwie opcje:
1.
Przemilczeć sytuację i z ukrycia obserwować przebieg
zdarzeń.
Plusy: na pewno się na nic nie
narażę
Minusy: będę miała straszne
wyrzuty sumienia
2.
Powiedzieć o tym komuś dorosłemu
Plusy: być może zapobiegnę
zajściu
Minusy: na pewno się narażę, nie
wiem nawet o kogo chodzi, mogą mnie wziąć za wariatkę
No i jest jeszcze trzecia opcja.
3.
Powiedzieć o tym moim nowym kumplom.
Plusy: Możemy się nad tym razem
zastanowić?
Minusy: O tego to jest sporo …
Przede wszystkim mogą mnie uznać za wariatkę, po drugie prawie w ogóle ich nie
znam i po trzecie mogą mi zepsuć reputację w szkole ( której i tak nie mam )
Po długim, naprawdę dłuuuugim namyśle
wybrałam trzecią opcję. Najbardziej ryzykowną i nieprawdopodobną, lecz również
najbardziej korzystną w razie powodzenia. Z ciężkim sercem położyłam się spać,
szczerze lękając się następnego dnia.
W szkole na długiej przerwie
usiadłam z Marleną, Willem i Amber. Tym razem jednak włączałam się do rozmowy i
odniosłam wrażenie, że mnie nawet lubią. Gdy lekcje się skończyły szybkim krokiem
podeszłam do Marleny.
- Chodź.
Syknęłam łapiąc ją za łokieć.
- Ej, o co ci chodzi.
Zaprotestowała, ale ja uciszyłam
ją gestem ręki. Wyciągnęłam szatynkę z budynku i zawlekłam gdzieś dalej.
Następnie cicho i bardzo szybko wszystko jej opowiedziałam. Spojrzała na mnie
uważnie, jakby chciała zobaczyć czy jej nie wkręcam.
- Ja nie kłamię.
Powiedziałam śmiertelnie
poważnie. Marlena jeszcze raz mi się przypatrzyła aż w końcu westchnęła i
powiedziała
- No dobrze Bells powiedzmy, że
ci wierzę. Co zamierzasz zrobić z tą informacją? Masz jakiś plan?
To pytanie zbiło mnie z tropu.
Zaczęłam nerwowo przestępować z nogi na nogę. Marlena uśmiechnęła się do mnie.
- Nie masz żadnego planu, prawda?
Pokiwałam głową. Szatynka
poklepała mnie przyjaźnie po plecach.
- Nie przejmuj się. Razem z nami
dasz sobie radę.
- Z n a m i?
Marlena nie odpowiedziała tylko
zaprowadziła mnie do Willa i Amber. Streściła im całą historię, a oni ( o dziwo
) uwierzyli i nawet nie zadawali pytań.
- I co teraz zrobimy?
Spytała Amber odgarniając rude
włosy z twarzy. Postanowiliśmy przenieść się w jakieś inne miejsce, więc teraz
siedzieliśmy w pokoju Marleny i obmyślaliśmy plan działania. Dziwne było to, że
mimo częstego padania pytania ,,I co teraz zrobimy’’ i braku odpowiedzi na nie
czułam się dobrze. Byłam szczęśliwa, ponieważ w końcu znalazłam przyjaciół,
ludzi z którymi mogłam się wszystkim podzielić, a oni zaczęli traktować mnie
jak jedną z nich, jak część drużyny. Byli gotowi mi pomóc i uwikłać się w dość
nieciekawą aferę. Z tych rozmyślań wyrwał mnie głos Marleny.
- Jak to co zrobimy. Wyśledzimy
tą dziewczynę, wybadamy z kim rozmawiała i zdobędziemy dowody. Jak w książkach!
Powiedziała rozentuzjazmowanym
głosem. O matko pomyślałam Bella w co ty się pakujesz? Będziesz się
bawić w kryminał z ludźmi, których dopiero poznałaś.
W tym momencie coś rozbiło okno.
No to mamy problem…
Bum szakalaka bum,
Da dam i o to objawił się wam
trzeci rozdział. Tak wiem, że miał być wczoraj, ale już nie miałam siły ani
ochoty po raz setny podłączać się do Internetu więc jest dzisiaj. A i jeszcze
coś. Jeżeli ktoś by chciał, żebym zrobiła osobny post z reklamą bloga tej osoby
to ja bardzo chętnie. O odpowiedzi proszę w komentarzach.
Pozdro, Truskawka x3
sobota, 1 marca 2014
Rozdział 2 Oj tam, oj tam
Emily Dickinson
powiedziała ,,Ci, których kochamy, nie umierają. Bo miłość to
nieśmiertelność’’.
A tym kimś okazał się Alan.
- Patrz jak łazisz!
Krzyknęłam. Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Oj tam, oj tam nie stresuj się tak. Przecież nic ci się
nie stało.
Uśmiechnął się do mnie i poszedł w przeciwnym kierunku do
mojego. Poczułam się głupio. Niby po co się tak wydarłam?
- Poczekaj! – krzyknęłam, a on się odwrócił – Przepraszam.
Nie powinna mi się tak wydzierać.
- Nie ma za co.
Znów się uśmiechnął i odszedł. Ja poczułam się zdecydowanie
lepiej i sama nie wiedziałam dlaczego. Może dlatego, że przeprosiłam? Hmmm …
może. A może … O nie! Tak to nawet nie wolno mi myśleć. Doszłam do domu. Cicho
otworzyłam drzwi w nadziei, że nikt nie usłyszy i zdołam po cichu dobiec do
mojego pokoju. Niestety przeceniłam swoje możliwości. Zaledwie w połowie drogi
potknęłam się o dywan i runęłam na podłogę z głośnym BĘC!!!! Jak się nietrudno
domyślić moja mama szybko przybiegła i pomogła mi wstać. Następnie posadziła
mnie przy kuchennym stole i rozpoczęła przesłuchanie.
- I jak było?
To niepozorne pytanie zawsze rozpoczynało każdą rozmowę o
szkole. Westchnęłam.
- Nijak. Nic się nie działo.
- Z kim siedzisz w ławce?
- A z takim jednym Alanem.
- Z kim zjadłaś drugie śniadanie?
- Teoretycznie z Marleną, Willem i Amber, a praktycznie sama.
- Dlaczego?
- Nie gadali ze mną. Przysiedli się, ale rozmawiali tylko
miedzy sobą. A szkoda sprawiają wrażenie miłych.
Posmutniałam. Mama zapytałam jeszcze o lekcje i czy nauczyciele
są fajni. Potem zjadłyśmy obiad w towarzystwie taty, który wrócił z pracy
trochę wcześniej niż zwykle. Potem poszłam do swojego pokoju. Chwyciłam za
torbę i wyciągnęłam podręczniki. Odrabianie lekcji to żmudna, nudna i męcząca
praca. Lecz muszę przyznać, że tym razem poszło mi dwa razy szybciej i lepiej
niż w ostatnio. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Tak właśnie się cieszę ze
swoich sukcesów. Po prostu się uśmiecham. Nie biegam jak szalona po całym domu,
nie dzwonię do przyjaciół ( głównie dlatego, że ich nie mam ). Tylko uśmiech.
Spojrzałam na zegarek. Było jeszcze wcześnie, a na dworze świeciło nawet słońce
więc postanowiłam wybrać się na spacer.
Szłam sobie alejkami parku, gdy nagle usłyszałam, że ktoś przeraźliwie krzyczy. Moja ciekawska natura dała o sobie znać. Podążyłam za niemiłym odgłosem aż moim oczom ukazała się wysoka, szczupła brunetka. Nie wiem sama dlaczego, ale schowałam się za krzakiem. Wiem, że to źle lecz zaczęłam przysłuchiwać się tej rozmowie telefonicznej.
- Tak wiem, że to potrwa ... Tak oczywiście, że ci zapłacę ... Nie, teraz to ty mnie posłuchaj. Umówiliśmy się, że zapłacę ci po fakcie ... Nie przerywaj mi! Nie dostaniesz kasy puki nie doprowadzisz mojego planu do końca. Co ty gadasz, to się musi udać. Plan jest genialny. Zniszczymy ją bez trudu ... Ok, cześć.
Brunetka zakończyła rozmowę, rozejrzała się i odeszła. Serce waliło mi jak młotem. O święta Zdzisławo pomyślałam ta cholerna piękność i ten gość po drugiej stronie słuchawki mają plan. Plan, który ma na celu zniszczenie jakiejś j e j. A prawdopodobnie jedyną osobą, która o tym wie jestem ja. Poczułam się w tym momencie bardzo źle.
No hej,
Jest sobie drugi rozdział, a ja zachęcam do komentowania. Jakikolwiek znak życia bardzo mnie zmotywuje. A jeżeli macie własne blogi, to fajnie by było, gdybyście się zareklamowali. Z tymi słowami żegnam (na razie )
Pozdro, Truskawka x3
Rozdział 1 Początek
Mark Twain powiedział
,,Grzmot jest dobry, grzmot robi wrażenie, ale to błyskawica wykonuje całą
robotę’’.
Nowa w szkole. Nowa w budzie. Nowa w klasie. To chyba nie
brzmi zbyt dobrze, prawda. W moim szesnastoletnim życiu przeczytałam wiele
książek, a większość z nich zaczynała się na ,,Cieszę się, że’’ albo ,,Jestem
nieszczęśliwa, ponieważ’’. O tym jak to jest być przeniesionym w środku roku do
innej szkoły nie było ani słowa. Pamiętam jak moja mam zrobiła mi zdjęcie
pierwszego dnia w podstawówce. Chuda, niska brunetka stająca na tle gmachu, którego
w po niech czasie dane mi było znienawidzić. Od tamtej pory niewiele się nie
zmieniło. Dalej jestem chuda, niska i dalej jestem brunetką. Nienawidzę mojego
koloru włosów. Czarne jak smoła. Chociaż z dwojga złego lepsze ,,czarne jak
smoła’’ niż ,,brązowe jak szambo’’. Stałam w korytarzu. Przed chwilą zadzwonił
dzwonek na długą przerwę. Niektórzy uczniowie wychodzili na dwór, a inni
zostawali w budynku. Większość z nich zbijała się w cztero, pięcio osobowe
grupki. Chciałabym należeć do jednej z nich. Powoli wyszłam na dziedziniec
przed szkołą. Usiadłam przy jednym z drewnianych stolików i wyciągnęłam
śniadanie. Zaczęłam obserwować inne stoliki. Przy jednym siedziały same
blondynki. Były ubrane w super drogie ciuchy i z toną tapety na twarzy. Przy następnym
z kolei siedzieli sami faceci. Ominęłam ich wzrokiem. Nagle poczułam, że ktoś
koło mnie siada. Odwróciłam się i zobaczyłam wysoka szatynkę mniej więcej w
moim wieku.
- Cześć jestem Marlena, a ty?
- Ja nie.
Odpowiedziałam może zbyt ostro. Marlena ku mojemu zdziwieniu
tylko się zaśmiała.
- No dobrze w takim razie zacznijmy od mowa. Cześć jestem
Marlena, a jak ty masz na imię?
- Isabella.
- Wow długie imię. Jest może jakiś skrót?
- Możesz mi mówić Bella.
- Bella. Nawet ładnie, ale mnie się bardziej podoba Bells.
Może być?
- W sumie tak. Nie przeszkadza mi to.
Stwierdziłam.
- Chciałabyś poznać moich kumpli?
- Tak, pewnie.
- Hej, chodźcie tutaj!
Marlena machnęła ręką na dwójkę siedzącą pod drzewem.
Podeszli i usiedli.
- Pozwól, że ci ich przedstawię. To jest Amber – wskazała na
rudą, zielonooką dziewczynę o szerokim uśmiechu - , a to Will – pokazała
blondyna o niebieskich oczach – A to Bells. Poznajcie się.
- Cześć.
Powiedzieli jednocześnie. Odpowiedziałam coś podobnego.
Chwilę potem cała trójka pogrążyła się w rozmowie. Poczułam się dziwnie obca.
Oni byli prawdziwymi przyjaciółmi czyli takimi, jakich ja nigdy nie miałam.
Zaczęłam się niepewnie wiercić na swoim miejscu. Na całe szczęście zadzwonił
dzwonek. Wstałam i niemal pobiegłam do szkoły. Znalazłam swoją salę i powoli
tam weszłam. Stanęłam przy wiatraku, który akurat był włączony. Poczułam się
jak Bella ze ,,Zmierzchu’’. Nauczyciel odwrócił ku mnie głowę i uśmiechnął się.
- Ach Isabella. Cudownie, że nas znalazłaś. Usiądź proszę
obok … obok Alana, o tam.
Spojrzałam we
wskazanym kierunku. Miałam usiąść obok wysokiego bruneta o szmaragdowo
zielonych oczach. Nie no prawie zupełnie
jak w ,,Zmierzchu’’ pomyślałam On się
zaraz zacznie wiercić. Niestety nic takiego się nie stało. Chłopak nadal
siedział i gadał z jakimś kolesiem przed nim. Westchnęłam i usiadłam. Lekcja
zaczęłam się … i skończyła. Nic szczególnego. A pod koniec Alan, czy jak mu tam
było nie wybiegł z klasy jak oparzony. Może
to i lepiej myślałam Przynajmniej
mnie nie dziabnie. Po lekcjach powlekłam się do domu. Szłam nie do końca
patrząc przed siebie. Nagle wpadłam na kogoś. A tym kimś okazał się …
Hej,
I jest pierwszy rozdział. Wiem, trochę nudny, ale to dopiero początek.
PS. Ankiety na górze dotyczą
1. Czytasz?
2. Dodać One Shot'a na miesięcznicę bloga?
Piszę to, bo mnie się nie pokazują pytania. No to do następnego
Pozdro, Truskawka x3
Hej,
I jest pierwszy rozdział. Wiem, trochę nudny, ale to dopiero początek.
PS. Ankiety na górze dotyczą
1. Czytasz?
2. Dodać One Shot'a na miesięcznicę bloga?
Piszę to, bo mnie się nie pokazują pytania. No to do następnego
Pozdro, Truskawka x3
Subskrybuj:
Posty (Atom)